sobota, 13 czerwca 2015

Na końcu świata

Wyprawy dzień pierwszy 229,75 km i mój nowy rekord dystansu pokonanego w ciągu jednego dnia.

Ruszam spod domu około szóstej rano bowiem start naszej wyprawy ustaliliśmy na 7:30 w Katowicach. Na dworcu PKP witam się z chłopakami i spokojnie po zrobieniu zakupów jedziemy w stronę końca świata. Cały dzień spędzamy w trasie, robimy też zdjęcia dość ciekawych napisów na mijanych drogowskazach.


piątek, 12 czerwca 2015

Cabo da Roca- podsumowanie wyprawy


34 dni włóczęgi, 3785przejechanych km , w tym 3700km do celu czyli na przylądek Cabo da Roca

Dużo czasu zajęło mi zabranie się do napisania tego posta. W czasie naszej wyprawy zdarzyło się tak wiele różnych rzeczy o których warto napisać, że trzeba je chyba będzie jakoś pogrupować.

Po pierwsze-  ta wyprawa była niesamowitym doświadczeniem i nie żałuję żadnej minuty spędzonej na trasie, obojętnie czy było ciężko, bardzo ciężko czy za przeproszeniem.. przerąbane... Wyprawa była super, a chyba tylko my z Łukaszem wiemy ile wysiłku i determinacji kosztowały nas ostanie dni na trasie, kiedy walczyliśmy ze zmęczeniem, słońcem, awariami  a przede wszystkim czasem. W tym miejscu muszę koniecznie podziękować Łukaszowi- za ruchome piaski, sjesty, noclegi w interesujących miejscach, a nade wszystko pogodę ducha i nie poddawanie się aż do końca- dzięki Łuki :)

wtorek, 2 czerwca 2015

Lisbona - Warszawa -Gliwice



Ostatni dzień/ noc wyprawy na przylądek Cabo da Roca..

Do Warszawy przylatujemy parę minut po szóstej rano i dość długą chwilę czekamy na pojawienie się bagażu na taśmie. Marcin z Anetą zwijają się szybko z poskładanymi rowerami, żegnając się z nami na lotnisku- my z Łukaszem spokojnie skręcamy rowery i nieśpiesznie kręcąc jedziemy na dworzec PKP Warszawa Centralna. Energii starcza nam jeszcze na dojście do kasy i kupienie biletów na pociąg o.. 11:45, bo nie chce nam się śpieszyć, a postanawiamy odrobić zaległości w kawie i ciepłych posiłkach...

Zważywszy że jest koło ósmej rano -kolejne 3 godziny to nieśpieszne siedzenie na ławce przed dworcem przerywane spacerkiem po kolejną kawę i kontemplowanie otaczającej rzeczywistości... Chyba dopiero w Warszawie zeszło z nas napięcie ostatnich dni i gorączkowego wyścigu z czasem. Siedzimy i zastanawiamy si po co ci wszyscy ludzie tak gonią...
Spokojnie wtaczamy się z rowerami do pociągu, który jak się okazuje jedzie do Wrocławia przez Gliwice i na przekór pani w kasie biletowej która nie chciała mi sprzedać biletu do Gliwic dokupuję bilet u konduktora i spokojnie docieram do miejsca zamieszkania..

w domu melduję się koło 16:30 i z wynikiem na liczniku 3785km.



poniedziałek, 1 czerwca 2015

Lisboa

Dzisiejszy dzień zaczynamy w deszczu na przyladku cabo da roca. Naszym celem jest dojazd do Lizbony. Zjeżdżamy pomału drogą wzdłuż wybrzeża i dość szybko przekonujemy się co miał na myśli Herman- potwornie wieje aż momentami spycha nas z drogi. Do tego mamy mgłę i parę wodną unoszacą się znad oceanu. Niemniej jakoś docieramy do Lizbony.
Lizbona jest piękna.. nic więcej nie napiszę bo to miasto trzeba po prostu zobaczyć...


Udaje nam się co nieco zobaczyć,  po czym udajemy się na lotnisko. To koniec tej pięknej przygody.:))