niedziela, 19 października 2014

Nysa-Opole 19.10.2014

Wyprawy dzień drugi- około 85km

W dobrych humorach wstajemy z Marcinem koło 7 rano, o dziwo chłopakom pobudka idzie równie sprawnie i po ósmej rano jesteśmy już z rowerami na dole. Okazuje się, że schronisko sąsiaduje z kościołem, więc o 6 rano budzą nas dzwony, a potem co jakiś czas rozlega się fałszywy dźwięk nie wiadomo jakiego instrumentu- czegoś pomiędzy rzępoleniem na organach a fletem. Rozlegająca się natrętnie kocia muzyka powoduje, że w Marcinie budzi się kobra, więc na dzień dobry mamy jeszcze pokaz kobra dance.


Mocno rozbawieni tanecznym popisem Marcina ruszamy obejrzeć Nysę w świetle dziennym, wracamy na rynek, robimy zdjęcia,




po czym ruszamy w stronę jeziora nyskiego. Tutaj robimy dłuższą przerwę i pełną sesję fotograficzną,



pokaz skoków



chłopaki trenują maskowanie


 i spokojnie kręcąc pedałami jedziemy do Opola obiecując sobie że ten dzień będzie pełny relaksu i nieśpiesznego kręcenia.
Po drodze zatrzymujemy się na kolejny postój na małej wiejskiej stacyjce pkp i długo zastanawiamy się czy jechać dalej czy zostać  i poczekać na jakiś pociąg.. A może jechać wzdłuż torów?



W Korfantowie zatrzymujemy się na skwerku dumnie nazwanym rynkiem i wcinamy buły, kabanosy, serki, tuńczyka, oraz ciasto które kupił Łukasz z okazji imienin których nie miał :P



Nasze plany nieśpiesznego kręcenia biorą w łeb, ponieważ o dziwo w naszym spokojnym Michasiu budzi się lew i ostatnie kilometry do Opola przekręcamy w bardzo przyzwoitym tempie. Jeszcze tylko mała sjesta przy jakimś całkiem ładnym pałacu:




i w bardzo dobrym czasie pomimo wiejącego przez ostatnie kilkadziesiąt kilometrów wiatru docieramy do Opola gdzie urządzamy kolejną sesję foto przy tablicy Opole


potem na moście przy wjeździe do miasta:


 na rynku:






spokojnie wbijamy do pociągu do Katowic i o przyzwoitej porze docieramy wszyscy do domów.


sobota, 18 października 2014

Rowerem do byle gdzie, czyli Gliwice- Nysa 18.10.2014 135km

Wyprawy dzień pierwszy- około 135km ( w zależności od wskazań liczników )


Ponieważ startujemy z Gliwic umawiamy się na zbiórkę pod moim domem- chłopaki spokojnie dojadą z Kraka i zostawią u mnie samochód, a Łukasz dokręci z Katowic. Start umawiamy na godz. 09:00 i zaczynamy od śniadania i kawy. Najedzeni i w dobrych humorach ruszamy w stronę Kędzierzyna Koźla. Prowadzę ich trochę kanałami- przez drogi techniczne wzdłuż autostrady, Wilcze Gardło, potem już wbijamy w Sośnicowicach na główną drogę. Chociaż do Kędzierzyna jest raptem niecałe 40km koledzy robią się mocno głodni i postanawiamy zatrzymać się na obiad. Na przystawkę wcinamy lody

mniam mniam niesamowicie dobre, potem jakiś mały placek po węgiersku i kończymy kawą.

W dobrych humorach i najedzeni jedziemy dalej w stronę Głogówka.

Po wyjeździe z Kędzierzyna i krótkiej konsultacji postanawiamy skręcić z głównej drogi i zaufać germinie, która ma zwyczaj prowadzenia nas uroczymi i pustymi drogami kategorii.... a raczej brakiem jakichkolwiek kategorii. Za to jest cudownie pusto i otaczają nas piękne krajobrazy.


Po drodze zatrzymujemy się co jakiś czas żeby zrobić zdjęcia- w  jesiennych liściach,

na belach siana


 czy buraków w burakach :P


Ponieważ w tej wyprawie towarzyszy nam Michał, dostosowujemy prędkość do możliwości jego roweru i kręcimy nieśpiesznie w stronę Nysy.
Humory nam dopisują, kreatywność jak zwykle mamy niezwykle wysoką, więc udaje nam się wymyślić wspólnie nowy sport- moping walking, czyli spacery z kijami od mopów zamiast specjalistycznych kijków. 

Ostatni kawałek drogi jedziemy już po ciemku, do tego germina robi nam niespodziankę i wbijamy na ścieżkę rowerową- błoto, dziury- pełny off road, więc mając na rowerach skawy przeżywamy pełnię szczęścia. Na szczęście nie jest to jakiś długi odcinek i dość szybko docieramy do cywilizacji i tablicy Nysa. Oczywiście robimy sesję fotograficzną,

po czym wjeżdżamy do miasta. Kierujemy się na rynek, gdzie strzelamy parę fotek, zjadamy pizzę i robimy wieczorne zakupy.

Po czym ruszamy do schroniska gdzie mamy zaklepany nocleg. Okazuje się, że rowery musielibyśmy zostawić w blaszanym garażu zamykanym na kłódkę i umiejscowionym w ciemnym kącie całej posesji, więc serdecznie pani dziękujemy i zabieramy je ze sobą wnosząc na 3 piętro. Jeszcze tylko prysznic, zwyczajowe piwko i ustalamy plan na kolejny dzień.






niedziela, 12 października 2014

Jesiennie- góra św.Anny 12.10.2014


Nie wiem jak to jest u innych, ale ja czasem potrzebuję szybkiej rowerowej przebieżki, żeby oczyścić umysł, a najlepiej zaliczenia kompletnego restartu. Niestety okazuje się, że po całym sezonie zrestartować się na rowerze wcale nie jest tak łatwo, bo pomimo trzymania mocnego tempa całą trasę przejechałam raptem lekko  zmęczona, a sam podjazd pod górę św. Anny wydał mi się dziecięcym spacerkiem :) A wiosną jak pamiętam trochę się zasapałam wjeżdżając:P

Dziś jechałam trochę zmodyfikowaną trasą- jak się okazuje jest krótsza od tej którą jeżdżę zazwyczaj i całość miała raptem 106,5km.

Z domu przez poligon do Kleszczowa- potem przez Rudziniec- Niezdrowice do Ujazdu, a stamtąd już standardową drogą: Sławięcice- Leśnica- góra Św. Anny. Wracając w Rudzińcu odbiłam na Łączę i wracałam ścieżką rowerową przez Rachowice. A poniżej kilka fotek z przejazdu- trzeba przyznać że jesienny las jest już cudownie kolorowy, aż jakoś nie chciało się szybko kręcić.
gdzieś na trasie

kościół w Rudzińcu

klasztor na górze św. Anny

góra św. Anny-pomnik powstańców

amfiteatr


bukowy jesienny las

piątek, 10 października 2014

Szybka przejażdżka po pracy


Nareszcie piątek.. po szaleńczej tygodniowej gonitwie nadszedł mój ukochany dzień- PIĄTEK :)
wychodząc z pracy poczułam ciepło i słońce na twarzy i postanowiłam wrócić do domku okrężną drogą.
Jechałam sobie trochę polami, trochę bocznymi drogami w okolicy Gliwic- taka szybka 30km żeby trochę oczyścić umysł i rozprostować nogi.