niedziela, 27 września 2015

Kołem się toczy - Wałbrzych - Szklarska Poręba - Liberec


Głównym celem wyprawy było odnalezienie złotego pociągu który podobno leży zakopany gdzieś w okolicy 65km i zapewnieniu sobie funduszy na przyszłoroczną wyprawę na Bałkany. Niestety po drodze do Wałbrzycha pociągu nie udało nam się odnaleźć, a potem okazało się że pilnuje go wojsko i nie uda nam się pokopać... :( ale nie tracimy nadziei...
Wyprawy dzień pierwszy zaczynamy od odwiedzenia rynku w Wałbrzychu, a potem podjechania pod zamek w Książu. Szczęśliwie dla nas jest jeszcze wcześnie więc spokojnie oglądamy zamek i robimy zdjęcia.









Dopiero kiedy zabieramy się do kawy i szarlotki przez dziedziniec zamkowy przewija się dziki tłum  depczący po sobie byle tylko zdążyć  do kasy przed innymi.

Z Książa odbijamy na Szczawno Zdrój i boczną drogą mozolnie toczymy się w stronę Kowar. Przerwę robimy w Kamiennej Górze, gdzie zjadamy kolejne małe śniadanko i uzupełniamy płyny.


W Kowarach podjeżdżamy pod skrzyżowanie przed przełęczą Okraj i nawet przez chwilę zastanawiamy się czy nie zboczyć w stronę Pragi:) ale z przyjemnością odbijamy z głównej drogi i znaną nam już z poprzedniej wyprawy drogą o malowniczej nazwie "droga ofiar głodu" wjeżdżamy do Kowar. Stamtąd przeskakujemy do Karpacza, gdzie zjadamy obiadek w knajpce Jaśkowe Jadło i suniemy dalej pod świątynię Wang. 
Jedzie, a raczej toczy nam się dziś ciężko, cały dzień to mozolne podjeżdżanie i prawie zero zjazdów. Do tego Łukasz jest świeżo po chorobie więc weekend jazdy po górach to dla niego męka- wielki szacunek dla niego bo walczy dzielnie z samym sobą i słabościami przez cały dzień. Wystarczy popatrzeć na mapę żeby zobaczyć że trasa jest trudna- przejeżdżamy praktycznie przez Rudawy Janowickie i Karkonosze. Po wdrapaniu się pod świątynię muszę dość długą chwilę namawiać Łukasza żebyśmy podeszli pod sam kościół, sytuacja jest na tyle humorystyczna że nawet jakaś starsza pani pyta mnie cicho czy my będziemy wjeżdżać na tych rowerach na górę :) Przy okazji oglądamy sobie sławetną kostkę brukową i podjazd pod Śnieżkę i zaczynamy dość mocno wątpić w możliwości wjechania na nią z sakwami... może kiedyś w ramach jakiegoś treningu przed kolejną wyprawą:)




Ponieważ czasowo jesteśmy jak zawsze w czarnej d.. przejeżdżamy tylko przez Szklarską Porębę, malownicze wodospady, a potem Jakuszyce. Gdzieś na trasie przed Harachovem, gdzie zatrzymujemy się na chwilkę żeby założyć kamizelki odblaskowe  zaczepia nas rowerzysta- Polak który przyjeżdża do Czech autem i stąd robi rundki po 60k i namawia nas stanowczo na skorzystanie z pociągu i dojechanie do Liberca, przy okazji pocieszając że po pięknym zjeździe jaki właśnie minęliśmy jest równie piękny i długi podjazd- nie ma to jak dobre wieści :)




Oczywiście nie poddajemy się i na nocleg w Libercu docieramy na kołach. W nagrodę widzimy pięknie oświetloną górę Jestad i wieżą telewizyjną, u której stóp udało nam się zarezerwować nocleg.
Na miejsu jesteśmy po 23 więc tylko szybki prysznic i do łóżka.
W totalu 156km

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz