sobota, 8 sierpnia 2015

z wizytą u dziada- Praded ( Prudnik-Praded- Bruntal-Opava-Gliwice) 8-9.08.2015



Dzień pierwszy- Prudnik- Praded- Bruntal 89km.

Ponieważ jakoś  ostatnio dobrze nam się jeździ po górach, a poza tym lubimy sobie utrudniać życie w ten weekend zaplanowaliśmy sobie zdobycie najwyżej góry Czech i Wysokich Jesioników czyli- Pradeda.

Z Łukaszem spotykam się w pociągu z Katowic do Kędzierzyna- Koźla, gdzie mamy kolejną przesiadkę. W Kędzierzynie robimy małe zakupy, trenujemy chodzenie z rowerami po schodach, a godzinę później wbijamy do szynobusa który zabiera nas do miejsca startu naszej wyprawy czyli Prudnika. Na rynku w Prudniku robimy przerwę na kawę i lody oraz szybką wymianę kasy na czeskie korony,  zaopatrujemy się w dużą ilość wody i ruszamy w stronę gór.






Cały dzień to mozolna wspinaczka z wysokości niepełnych 300m n.p.m aż na na wysokość 1492 n.p.m. Dosyć mocno daje nam się we znaki temperatura- bowiem wybraliśmy sobie idealnie weekend z apogeum upałów. Już pierwsze kilometry pokazują że nie będzie łatwo i trzeba będzie zadbać o odpowiednie "chłodzenie ". Na szczęście jesteśmy w górach więc przez cały dzień moczymy koszulki i głowy w mijanych pod drodze strumieniach ( patenet naprawdę się sprawdza, choć czasem człowiek jest mokry tylko przez parę minut i żałuje że faktycznie koszulki są "szybkoschnące ").





Ale mijane widoki rekompensują wszystko.




Na obiad zatrzymujemy się w niepozornie wyglądającym barze w Vrbnie przed Pradedem gdzie dostajemy po świeżutkim pstrągu i wielkiej cofoli.


Pokrzepieni na duszy i ciele kolejną dłuższą przerwę robimy już w Karlovej Studence- pięknej uzdrowiskowej miejscowości położonej u stóp Pradeda.




A potem już wspinamy się na szczyt Pradeda. Ostatnie 10 km to podjazd o nachyleniu 12%. Na szczęście dla nas ładna asfaltowa droga biegnie lasem, a ruch drogowy jest niewielki. Dopiero ostanie 3 km to powolne kręcenie w słońcu.




Na szczycie robimy pełną sesję foto, a potem siadamy i pijemy po dużej Cofoli- kolejny cel został osiągnięty- zdobyliśmy szczyt :)





Zjazd z Pradeda to już czysta przyjemność- Łukasz rozpędza się do prędkości bolidu formuły pierwszej i nawet ściga się z kolarzem:) Ja jestem trochę mniej wyrywna więc spotykamy się na dole.

Nocleg mieliśmy zaplanowany ponad 70km dalej, w miejscowości Opava, ale w ciągu dnia zadzwoniła do Łukasza pani właścicielka pensjonatu że do miejsca noclegu możemy dojechać maksymalnie do godz.18 bo pani nie będzie czekać. Postanawiamy więc dojechać do miejscowości Bruntal i tam poszukać spania.

Ostatecznie lądujemy w hotelu w centrum miasta. Pokój na V piętrze nie zapewnia nam ani odrobiny chłodu, ale robimy imprezę na balkonie a potem jakoś udaje nam się zasnąć.

Dzień 2- Bruntal- Opava- Racibórz-Gliwice- 125km

Z hotelu wytaczamy się koło 7, robimy jeszcze zakupy w przydrożnym markecie i przez chwilę zastanawiamy się czy do Opavy nie pojechać pociągiem :) 

Jednak nie poddajemy się tak łatwo i już za chwilę suniemy w stronę Opavy. Trasa niestety biegnie głównie polami pośród malowniczych wzgórz więc upał nam dość mocno dokucza, niemniej dość sprawnie docieramy na miejsce.

W Opavie ogarnia mnie szał zakupów bowiem poluję na świetne czeskie ciemne piwo którego nie da się kupić w Polsce, no i oczywiście słynną czekoladę Studencką. Nie śpieszymy się- robimy zdjęcia, zjadamy wczesny obiad, potem lody i mrożoną kawę, potem robimy zakupy i ruszamy w stronę Raciborza. 





Cały dzień to jeżdżenie góra- dół- góra dół i zero cienia. W Raciborzu na rynku wjeżdżam rowerem prosto w postawione zraszacze i nie wychodzę stamtąd przez długą chwilę. Kupujemy zapas zimnych płynów i siadamy w cieniu zastanawiając się nad dalszą trasą. Ostatecznie tutaj nasze drogi się rozchodzą- każde z nas jedzie najkrótszą drogą do domku. 5km od domu łapię gumę- już nie pamiętam kiedy ostatnio jakąkolwiek złapałam- chyba ze 3 lata temu- widocznie za dużo piwa w sakwach:) ale szybko zmieniam dętkę i sunę do domku.

na liczniku 125km z jakimiś grosikami.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz