sobota, 11 kwietnia 2015

Gliwice Tychy Zator Żywiec 136km


Kolejny rowerowy weekend za nami. Tym razem postanowiliśmy kolejny raz pokręcić po okolicy, a przy okazji wjechać na jedną z ulubionych tras rowerzystów/ kolarzy etc. czyli przełęcz Salmopol.

Na wyprawę udaje mi się wyjechać niemal cudem- w piątek o 19 odbieram z serwisu rowerek, który przeszedł właśnie gruntowny remont- przeplatanie kół, wymianę piast, tarczy, kasety łańcucha, a więc niemal połowy roweru. Nie mam już czasu na testowanie sprzętu, więc na wyprawie okaże się jak to wszystko wyszło...


Ograniczając koszty wyprawy tym razem jako punkt zbiórki wyznaczamy sobie Zator, chłopaki z Kraka mają koło 50km, my z Łukaszem trochę więcej :)) Z Łukaszem umawiamy się w Tychach, oczywiście pod mc donaldsem. Docieram tam przed czasem, ale jedzie mi się dość dziwnie- mam trochę większą kasetę i nie umiem się odnaleźć na nowych przełożeniach. Pierwsze podjazdy pomiędzy Mikołowem a Tychami utwierdzają mnie w przekonaniu, że to zdecydowanie nie będzie mój dzień i czeka mnie jeszcze koło stu kilometrów męki. Łukasz dociera spóźniony i po jego minie widzę to również zdecydowanie nie jest jego dzień, a więc wyprawa rozpoczyna się fantastycznie- a do przejechania do miejsca zbiórki mamy jeszcze koło 40km.. Spokojnie wciągamy jakąś kawę, Łukasz śniadanie i ruszamy. Jedzie nam się całkiem nieźle pomijając że rower Łukasza głośno domaga się serwisu i każde przekręcenie korby powoduje że wydaje z siebie przeróżne dźwięki.. Od Bierunia aż do Oświęcimia zaczyna się korek- jakoś go mijamy jadąc chodnikiem ale wiemy już że na umówioną godzinę nie dojedziemy do Zatoru. Uprzedzamy chłopaków telefonicznie i kręcimy spokojnie. Na rynek w Zatorze wbijamy parę minut po 12, witamy się z chłopakami, zjadamy po wielkich lodach i jak zawsze bezdrożami na jakie wyprowadza nas germina jedziemy w stronę Andrychowa.



W Andrychowie zatrzymujemy się na stacji benzynowej na kawę i przerwę techniczną i jedziemy dalej w stronę Żywca. Do tej chwili cały czas było niemal płasko, teraz wjeżdżamy na niekończący się podjazd, który po sprawdzeniu w necie okazuje się być przełęczą kocierską łącząca najniższy punkt beskidu małego z jego najwyższym punktem :D. Droga jest malownicza, asfalt przyzwoity, ale kilka pętelek ma dość duże nachylenie i jest stromo. Pocieszamy się nawzajem z Michałem na każdym kolejnym zakręcie z którego widać kolejny podjazd i zakręt że jeszcze tylko trochę i będziemy na górze. Stajemy dopiero na szczycie, koło ośrodka konferencyjnego i robimy przerwę. Za chwilę docierają chłopaki którym przednie sakwy i problemy sprzętowe dość mocno dają w kość. Przy okazji robię test nowej kasety i jest bomba- mam dużo bardziej miękkie przełożenia i jeszcze sporo zapasu pod butem.




Robimy parę zdjęć i ruszamy spokojnie na dół w stronę Żywca, głośno marząc o zimnym Żywcu.. :)
 Po drodze jak zawsze powstaje sesja foto






Do tablicy Żywiec docieramy prawie o zachodzie słońca. Z góry mamy fantastyczny widok na jezioro żywieckie.






Wjeżdżamy na rynek, robimy drobne zakupy i zamawiamy pizzę z dowozem do kwatery i wdrapujemy się na ostatni podjazd w tym dniu- do naszego pensjonatu, a potem jeszcze z rowerami na drugie piętro. Teraz jeszcze prysznic, zimne piwo i sjesta :))




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz