Po kiepsko przespanej nocy nad ranem budzę Łukasza i ruszamy wspólnie na dworzec odebrać Anetę. Na szczęście obsluga hostelu nie robi nam problemów z tym że ktoś nas odwiedzi o dość nietypowej porze tj. 5 rano:). Po powrocie do hostelu jemy wspólne śniadanie i czekamy aż będzie jasno na tyle żeby ruszyć w drogę.
A potem wbijamy na naszą trasę i jedziemy do kolejnego punktu naszej wycieczki jaką jest oddalony o ponad 50km od Wrocławia Bierutów.
Obiad postanawiamy zjeść w Namysłowie- wjeżdżamy na rynek i robimy pamiątkowe zdjęcie, po czym udajemy się do pobliskiego fast fooda na obiad. Zanim podejmujemy decyzję o posiłku ze środka wypada właściciel przybytku wrzeszcząc na nas że przesunęliśmy stolik bez jego zgody, co mi i Marcinowi już kompletnie odbiera apetyt na wejście do lokalu. Poza tym okazuje się że lokal jest w remoncie i możemy pojechać do innej knajpy tego pana oddalonej o ileś tam metrów...
Dzięki gburowatemu usposobieniu właściciela odkrywamy schowaną w małej uliczce naleśnikarnię, podjeżdżamy bliżej i.....kompletnie nas zatyka....
Ze środka czyściutkiego i bardzo przyjemnego lokaliku wychodzi przemiła i uśmiechnięta Pani pytając nas czy mamy ochotę wejść do jej lokalu to ona nam zrobi miejsce dla rowerów. Po czym odsuwa szybciutko dekoracyjny stoliczek stojący przed witryną i już mamy miejsce dla rumaków. Wchodzimy do przytulnego wnętrza pachnącego dobrym jedzeniem i Francją. Na dzień dobry dostajemy gratis po kubasie wybranego napoju ( większość z nas decyduje się na barszcz) i zaczynamy wybierać w ograniczonej tylko naszą wyobraźnią ilości naleśników jakie możemy skomponować przy pomocy właścicielki. Wszystko jest świeże, organiczne i własnej roboty. NIEBO W GĘBIE.. z księżycem i gwiazdami na dodatek:))
jeśli jeszcze kiedyś drogi zawiodą nas do Namysłowa to na pewno wdepniemy do naleśnikarni na kolejną porcję kulinarnych rozkoszy.
Objedzeni i w świetnych humorach ruszamy na ostatni odcinek naszej drogi- czyli w stronę Kluczborka. Ta część trasy jest już dużo mniej przyjemna, bowiem jedziemy główną drogą a do tego zaczyna wiać. Dla naszej młodzieży to pierwsza stu kilometrowa wyprawa w tym roku więc kręcimy niespiesznie dopasowując się do ich możliwości. Koło 17:30 odklepujemy blachę, robimy jeszcze zakupy i fotki na rynku i jedziemy do miejsca noclegu. Za 25zł śpimy w dużo lepszych warunkach niż we Wrocławiu, jedynym minusem kwatery jest jedna łazienka połączona z toaletą co na naszą piątkę + mieszkających na kwaterze sympatycznych panów pracujących tu na kontrakcie jest trochę za mało i robią się kolejki.
Za to mamy porządny aneks kuchenny gdzie możemy wspólnie usiąść i zjeść kolację, wypić piwko i pogadać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz