Przed nami kolejna wspólna trasa, a przy okazji czas na poznanie naszej nowej towarzyszki podróży na Cabo da Roca.
Zgodnie z planem do Wroclawia ruszamy z chłopakami w piątek wieczornym pociągiem z Gliwic. Około 19 spotykamy się na dworcu w moim mieście, robimy szybką rundkę po okolicznych sklepach robiąc zaopatrzenie na podróż i wbijamy na peron. Oczywiście na dworcu i w pociągu powstaje pełna sesja foto, bo co jak co ale uwiecznić się trzeba:))
Okazuje się, że pani w kasie biletowej sprzedała Marcinowi bilety na pociąg droższy którym nie chcieliśmy jechać, a podróżujemy tańszym, a przy tym jadącym nieco dłużej. Niemniej dobre humory nas nie opuszczają, pociąg ma nawet stojaki na rowery więc nie robi nam żadnej różnicy którym pociągiem jedziemy.
\
We Wrocławiu jesteśmy koło 23, robimy jeszcze tylko małe zakupy:
i ruszamy do hostelu, przy ul. Kościuszki. Szukamy go dobrą chwilę ponieważ tablica jest schowana we wnęce drzwi i nie widać jej ze strony z której przyjechaliśmy.
Okazuje się ze nikt nie zmienił rezerwacji i ląduję w jednoosobowym apartamencie na Ip. z toaletą naprzeciw drzwi. Całą noc trwa impreza, co razem z opanowującym mnie przeziębieniem sprawia że spędzam niemal bezsenną noc.
Mialas jednoosobowy pokoik, ale pomimo imprezy obok, mialas o tyle dobrze, ze nie musialas cala noc sluchac gadania Lukasza. Wszyscy wiemy jak on potrafi gaac i gadac cala noc, do bladego switu... Normalnie nie idzie spac przy nim. :)
OdpowiedzUsuńdlatego napisałam że dostałam apartament dla mnie i mojego rumaka:) a co do gadania to jak twierdzi Michaś wcale nie ustępujesz wiele Łukaszowi:P
OdpowiedzUsuń