Wyprawy dzień drugi-135km
Wstajemy w dobrych humorach i spokojnie spożywamy pierwsze z całego cyklu dzisiejszych śniadań. Ponieważ nie bardzo nam się ostatnio śpieszy, wolno kręcąc pedałami udajemy się na zwiedzanie Chełma. Po niewielkim i krótkim podjeździe wbijamy na rynek, ale chłopaki są już tak zmęczeni jazdą że postanawiają poleżeć...
Zostawiam ich na chwilę i postanawiam zajrzeć do pobliskiego kościoła pd. rozesłania św. apostołów ( uff dziwna jakaś ta nazwa).
Wracam i udaje mi się namówić chłopaków na podjechanie jeszcze kawałek pod górkę do pobliskiego zespołu katedralnego ulokowanego na uroczej górce. Widząc miliony schodów prowadzących od wejścia na górę Marcin odmawia współpracy i zostaje na dole z rowerami. Natomiast my dziarsko wspinamy się na górę.
Po powrocie postanawiamy udać się na kolejne śniadanko do mcDonaldsa, gdzie śniadaniowe kanapki tak przypadają kolegom do gustu że w trasę udaje nam się wyjechać dopiero około 12-tej.
Jedziemy sobie nieśpiesznie bocznymi drogami, góra- dół, góra dół i podziwiamy otaczający nas krajobraz.
Głupawka dopada nas pod tablicą Wojsławice gdzie robimy sobie pełną sesję fotograficzną- wkońcu to główny punkt naszej wyprawy :))
Wjeżdżamy na rynek, robimy małe zakupy i wznosimy toast za udaną wyprawę kubeczkiem perły mocnej. Pokrzepieni posiłkiem jedziemy pod pomnik I Bimbrownika RP- tam składamy dary i prosimy o odczynienie Łukaszowego uroku.
Jeszcze tylko wpis do księgi pamiątkowej i jedziemy w stronę rodzinnej wsi Kubusia Wędrowycza- Starego Majdanu. Standardowo robimy zdjęcia przy tablicy lekko zezując na pięknie dojrzewające w pobliskim sadzie maliny- niestety obecność właściciela uzbrojonego w łopatę skutecznie uniemożliwia nam podjedzenie sobie owoców. Kręcimy dalej bezdrożami aż docieramy do Zamościa, gdzie oglądamy rynek i robimy przerwę na obiad. Niestety podane potrawy nie umywają się do wczorajszej sielsko-anielskiej uczty..
Po przerwie nieśpiesznie jedziemy jakąś dziwną okrężną drogą do Szczebrzeszyna. Przy znaku Zamość panowie robią kolejną długą sesję foto, co sprawia że na główną drogę wyjeżdżamy o zmroku, a więc przed nami kolejny night biking i koło 50 km po ciemku. W Szczebrzeszynie kłaniamy się chrząszczowi co brzmi w trzcinie, robimy sobie wspólne zdjęcia i dzwonimy potwierdzić nocleg.
W tym czasie Łukasz znika, Marcin rusza na jego poszukiwania .. i zostaję sama... Chociaż byliśmy umówieni, że chłopaki wracają na rynek i robimy wspólne zakupy, jakoś nie śpieszy się im do powrotu. Okazuje się że zrobili sesję fotograficzną liszce, ślimakowi i ogólnie wpadli w jakiś dziwny wir czasowy i mają zaćmienie umysłu.. Zaczynam się lekko irytować, bo okolica w której czekam na nich nie należy do najprzyjemniejszych i zaczynają się jakieś dziwne zaczepki. Kilka nieparlamentarnych słów przez telefon i wracają ze swojej dziury czasowej do rzeczywistości. Tym razem udaje nam się zrobić zakupy i ruszyć dalej. W Zwierzyńcu oglądamy kościół na wodzie i zdobywamy wiadomości na temat wyników polskiej reprezentacji w trwającym właśnie meczu siatkówki.
Potem ruszamy spokojnie dalej, kręcąc w ciemności. Nie sposób opisać prowadzonych na drodze dialogów- krzyżówki Monty Pythona i Rejsu. Marin pobijał sam siebie, a Łukasz mu dzielnie wtóruje:
Marcin- o nadjeżdżającym z tyłu samochodzie:
- jedzie
- przecież się rano kąpałem ( Łukasz)
od tego czasu już każde nadjeżdżające auto lub samochód "śmierdziało".
Apogeum radosnej twórczości panowie osiągnęli w Biłgoraju robiąc zakupy w Żabce- ja zwinęłam się ze śmiechu na progu sklepu, a pan stojący za nimi w kolejce popłakał się ze śmiechu.
-czy jest prince polo?
- nie ma
- to poproszę dwa :) ( pani była średnio zorientowana co sprzedaje bo wafelki leżały przed nią)
- czy można zbliżeniowo?
-zbliżeniowo to żona się nie zgadza
Nocleg wypada nam za miastem w jakimś malowniczo spokojnym miejscu. Wytargowaliśmy jeszcze u pani schowanie rowerów do garażu, okazuje się że naszym sąsiadem jest również jakiś rowerzysta który sprytnie zostawił rower pod drzwiami pokoju. Wbijamy do pokoju, zostawiamy graty, po czym wygodnie wypijamy piwko w salonie i udajemy się na zasłużony wypoczynek. Dziś e-booka udaje nam się dosłuchać jakoś do piątego zdania od początku.