Wyprawa w większym składzie, gdyż dołącza do nas mój kolega Darek. Wprawdzie obowiązki pozwalają mu tylko na jeden dzień wolnego, ale jakoś udało się to poukładać. Tym razem jedziemy pociągiem do Włoszczowej, gdzie jemy śniadanie i pijemy kawę na stacji Orlen. No i tak nam się miło rozmawia że za chwilę okazuje się że jesteśmy spóźnieni i do naszego miejsca wodowania w Maluszynie musimy ostro gonić- wszystko jest fajnie tylko w moich sakwach lądują zapasy jedzenia na dwa dni, a dodatkowo mam jeszcze namiot, więc mam wrażenie że jadę czołgiem...
ostatecznie spóźniliśmy się chyba 15 minut, oddaliśmy Panu rowerki, życząc udanego wesela na które za chwilę wyjeżdżał i zaczynamy wodowanie. Tym razem pływamy na innych kajakach niż nasze dobrze znane Aquariusy, a dodatkowo ja dostaję mniejszy "damski" kajak Perception Carolina 13,5 który podobno jest szybszy, ale jakiś bardziej chwiejny, a pierwszy próg wodny przez który przechodzimy pokazuje że dodatkowo dno jest dużo bardziej miękkie i elastyczne i że trzeba będzie uważać na kamienie.
Niemniej na początku nie umiem się z nim dogadać, wydaje mi się że pomimo wszystko jest też mniej zwrotny i gorzej się nim manewruje. Po całym spływie orzekamy z Łukaszem ,że nasze kajaki to tania imitacja aquariusów, zarówno jeśli chodzi o wyposażenie jak i o parametry i funkcjonalność.
Za to spędzamy fajny dzień na wodzie- Pilica jest łatwą rzeką,bardzo przyjemnie meandruje i pozwala na luźne pływanie. Za którymś zakrętem naszym oczom ukazuje się tajemnicza przeszkoda:
widzieliście kiedyś krowę z grzywką? 😀 są przepiękne. Okazuje się że nad Pilicą wypasane są w chowie wolnościowym krowy szkockiej półprymitywnej rasy mięsnej Highland, dodatkowo towarzyszy im Pan w eleganckim kowbojskim kapeluszu i koszuli w kratę- widok jest mega :)
po południu docieramy do miejscowości gdzie żegnamy się z Darkiem- pan z wypożyczalni odbiera go z nabrzeża a my robimy jeszcze drobne zakupy i płyniemy sobie jeszcze 10 km. Trochę żałuję że Darek wysiadł bo akurat od tego miejsca mamy trochę zabawy na progach wodnych- wreszcie coś się dzieje na rzece. Po jakiej 1,5h widzę ładne miejsce do spania i postanawiamy zakończyć pływanie- szacunkowo zostaje nam do przepłynięcia jutro około 30km. Oczywiście standardowa kąpiel, ognisko i ciepła kolacja.
Rano wstajemy cicho i jesteśmy akurat w połowie śniadania kiedy słyszymy straszny plusk- wystawiam głowę z namiotu i widzę płynące na drugą stronę sarny- widocznie widok czerwonych kajaków je tak przestraszył.
Płyniemy sobie tego dnia na luzie z jednym przystankiem w punkcie widokowym, gdzie robię ładną panoramę rzeki. Przy okazji oglądamy co ludzie wyczyniają na dwuosobowych kajakach, które jak wiadomo wymagają synchronizowania działań- jest śmiesznie kiedy każda osoba próbuje płynąć sobie i kajak kręci się w kółko:) Ta część rzeki jest spokojna, ale zaczynają się mielizny i trzeba "czytać" wodę. Do Sulejowa gdzie kończymy wpływ docieramy koło godziny 15, z wynikiem 42km. Chyba nasza wypożyczalnia nie spodziewała się takiego obrotu sprawy bo na odbiór kajaków czekamy koło godziny. W tym czasie kąpiemy się, przebieramy i spokojnie ogarniamy rzeczywistość.
z Sulejowa jedziemy rowerami do Piotrkowa Trybunalskiego- na krajówce przeżywam pełnię szczęścia- brak pobocza i tiry wyprzedzające "na chusteczkę". Na szczęście to tylko kilkanaście kilometrów bo w mieście są już ścieżki rowerowe.
Zaglądamy na rynek, zjadamy na dworcu po kebabie lodach, pijemy kawę i ładujemy się do pociągu. W Częstochowie przesiadka i w domu jestem przed 23
kolejna fajna trasa za nami :)
a zdjęcia tradycyjnie- tutaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz