niedziela, 20 maja 2018

Mała Panew- od źrodeł do ujścia 27-29.04.2017

Najwyższy czas rozpocząć sezon kajakowy- na pierwszą wyprawę wybieramy sobie niezbyt odległą ale bardzo urokliwą rzeczkę- Małą Panew.

Zaczynamy oczywiście do źródeł - pociągiem docieramy do Myszkowa, a stamtąd lasami suniemy już w kierunku źródeł Małej Panwi- okazuje się że to dziura w szczerym polu, w dodatku pozbawiona wody. Dopiero kilkaset metrów dalej zaczyna przypominać jakiś ciek wodny...

Do kajaków wsiadamy w miejscowości Pusta Kuźnica, skąd można już płynąć, ale okazuje się że po 100m rzekę tarasują zwalone drzewa i w żaden sposób nie damy rady przeciągnąć pod/ nad nimi kajaków, więc czeka nas pierwsza kąpiel i przenoska. Ta część rzeki jest piękna, zwałkowa i pełna zwalonych do wody drzew, wystających pni, kamieni i bystrzy, więc z czasem nabieramy wprawy w pokonywaniu przeszkód- czasami wymaga to położenia się płasko w kajaku i lekkiego przytopienia, ale dajemy radę.
Noc spędzamy w wymarzonym miejscu- po drewno na ognisko Łukasz nie odchodzi dalej niż 10m, a ja w tym czasie rozbijam namiot. Jest jeszcze dość chłodno, więc bardzo przyjemnie pogrzać się przy ogniu, no i ten niezapomniany smak kiełbaski z ogniska.. niech się schowają wszystkie grille:)


Następny dzień do dalej fajne pływanie pomiędzy zwalonymi drzewami, niestety zaczyna się również noszenie kajaków. Na wysokości przystani Amazonka oboje czujemy zapach palonego grilla i postanawiamy zjeść obiad i zrobić przerwę. Nie żałujemy sobie- Łukasz wcina dwa obiadki a ja kuszę się na deser w postaci gofra i poobiednią kawę. Od tego miejsca rzeka bardzo się zmienia- jest dużo mniej przeszkód dzięki temu płyniemy znacznie szybciej po drodze mijając wszystkie napotkane kajaki. Śmiejemy się bo narysowane na mapce którą można obejrzeć w przystani 3 trasy robimy od godz. 15 jednym kopem. Na koniec dnia zaliczamy masakryczną przenoskę ponad 300m przez hutę w Ozimku i śpimy na łaszce piachu koło Antonina. Oczywiście ognisko musi być:) serwujemy sobie również wieczorną kąpiel w rzece.
Ostatni dzień zaczynamy od wpłynięcia na jezioro turawskie. Pamiętając o ostrzeżeniach trzymamy się trochę prawej strony, ale woda jest tak spokojna, że tniemy praktycznie na azymut przez środek jeziora. Przejście całości zajmuje nam z 1,5h, oczywiście po drugiej stronie ktoś ukradł rzekę i musimy nauczyć się pływać po... trawie:P




a potem zaczyna się najgorsza część naszej trasy- po kilku przyjemnych progach wodnych nic innego nie robimy tylko nosimy kajaki przez jazy.. i tak aż do końca trasy- chyba z 7 przenosek..

Na Odrę wypływamy koło godziny 15, potem jeszcze tylko wciągniecie kajaków na skarpę i oczekiwanie na nasz transport- panowie mają przygody ponieważ psuje im się auto, ale ostatecznie kilka minut po 17 udaje im się nas ściągnąć z brzegu. Jeszcze tylko załadować graty na rower i pociąg do domku..

kolejna fajna rzeka za nami- zero ludzi, fajne pływanie a do tego bobry, bieliki i mnóstwo saren. Aż nieprawdopodobne że to wszystko tak blisko domu.
a zdjęcia w galerii 📷




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz