sobota, 18 października 2014

Rowerem do byle gdzie, czyli Gliwice- Nysa 18.10.2014 135km

Wyprawy dzień pierwszy- około 135km ( w zależności od wskazań liczników )


Ponieważ startujemy z Gliwic umawiamy się na zbiórkę pod moim domem- chłopaki spokojnie dojadą z Kraka i zostawią u mnie samochód, a Łukasz dokręci z Katowic. Start umawiamy na godz. 09:00 i zaczynamy od śniadania i kawy. Najedzeni i w dobrych humorach ruszamy w stronę Kędzierzyna Koźla. Prowadzę ich trochę kanałami- przez drogi techniczne wzdłuż autostrady, Wilcze Gardło, potem już wbijamy w Sośnicowicach na główną drogę. Chociaż do Kędzierzyna jest raptem niecałe 40km koledzy robią się mocno głodni i postanawiamy zatrzymać się na obiad. Na przystawkę wcinamy lody

mniam mniam niesamowicie dobre, potem jakiś mały placek po węgiersku i kończymy kawą.

W dobrych humorach i najedzeni jedziemy dalej w stronę Głogówka.

Po wyjeździe z Kędzierzyna i krótkiej konsultacji postanawiamy skręcić z głównej drogi i zaufać germinie, która ma zwyczaj prowadzenia nas uroczymi i pustymi drogami kategorii.... a raczej brakiem jakichkolwiek kategorii. Za to jest cudownie pusto i otaczają nas piękne krajobrazy.


Po drodze zatrzymujemy się co jakiś czas żeby zrobić zdjęcia- w  jesiennych liściach,

na belach siana


 czy buraków w burakach :P


Ponieważ w tej wyprawie towarzyszy nam Michał, dostosowujemy prędkość do możliwości jego roweru i kręcimy nieśpiesznie w stronę Nysy.
Humory nam dopisują, kreatywność jak zwykle mamy niezwykle wysoką, więc udaje nam się wymyślić wspólnie nowy sport- moping walking, czyli spacery z kijami od mopów zamiast specjalistycznych kijków. 

Ostatni kawałek drogi jedziemy już po ciemku, do tego germina robi nam niespodziankę i wbijamy na ścieżkę rowerową- błoto, dziury- pełny off road, więc mając na rowerach skawy przeżywamy pełnię szczęścia. Na szczęście nie jest to jakiś długi odcinek i dość szybko docieramy do cywilizacji i tablicy Nysa. Oczywiście robimy sesję fotograficzną,

po czym wjeżdżamy do miasta. Kierujemy się na rynek, gdzie strzelamy parę fotek, zjadamy pizzę i robimy wieczorne zakupy.

Po czym ruszamy do schroniska gdzie mamy zaklepany nocleg. Okazuje się, że rowery musielibyśmy zostawić w blaszanym garażu zamykanym na kłódkę i umiejscowionym w ciemnym kącie całej posesji, więc serdecznie pani dziękujemy i zabieramy je ze sobą wnosząc na 3 piętro. Jeszcze tylko prysznic, zwyczajowe piwko i ustalamy plan na kolejny dzień.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz