Po nocnej włóczędze po Pradze, spaniu pod i na dworcu rano wskazujemy do pociągu do Ostravy. Nareszcie jest czas na drzemkę w miarę normalnych warunkach, a potem poranną toaletę i zmianę ubrania. Tak jak na Słowacji pociągi nie rozczarowują- porządne miejsce na rowery, gniazdka z prądem i czyste toalety- zastanawiający fenomem, ciągle prawie niemożliwy do osiągnięcia w Polsce.
Na dworcu z Ostravie robimy sobie pamiątkową fotkę i ruszamy w stronę kas dowiedzieć się jak wygląda nasza dalsza podróż.
Okazuje się że za pociąg do Katowic mamy zapłacić po 800koron od osoby ( kilkakrotnie dłuższa podróż z Pragi kosztowała zaledwie 400 koron), ale to polski pociąg więc wszystko jasne:)) Decydujemy się więc zobaczyć rynek w Ostravie i do Polski wracać na kołach. Po długim szukaniu bankomatu i rynku docieramy wreszcie na miejsce.
Rynek w Ostravie |
Jeszcze nieśmiertelna pizza i ruszamy w stronę Chałupek. Znowu jedziemy czeską ścieżką rowerową- bardzo dobrej jakości asfalt, praktycznie zero ruchu i już za chwilkę jesteśmy na przejściu granicznym. Robimy pamiątkowe zdjęcia, kolejną przerwę od przerwy na jedzenie i jedziemy dalej.
Na stacji benzynowej wiatr przewraca obładowany rower Łukasza, a Marcin podnosząc go a następnie próbując przestawić mojego obładowanego osiołka dokonuje odkrycia dlaczego wszystko co kupujemy ze sprzętu musi być jak najlżejsze :)) W Chałupkach proponuję chłopakom porzucenie trasy rysowanej przez nawigację i wbicie na główną drogę- od czasu otwarcia autostrady do Czech droga jest praktycznie pusta i spokojnie ciągniemy wspólnie do Wodzisławia. Tutaj żegnam chłopaków- odbijają na drogę do Świerklan a ja kręcę w stronę Rybnika. Kolejne 15km to ciągłe podjazdy i zjazdy- których zaczynam mieć dość. W Rybniku robię krótką przerwę na czekoladę i wodę, a potem pobijam rekord prędkości w drodze do Gliwic.
To już koniec mojej 17-dniowej włóczęgi.
Gratuluje pokonania trasy wislanej i ogolnie tylu km za jednym razem.
OdpowiedzUsuńMoze kiedys tez tego dokonam :)